piątek, 29 sierpnia 2008
sobota, 16 sierpnia 2008
14.08.08 Stodoła [Neurosis, A Storm Of Light]
Prosto po pracy wsiadłam w pierwszy pociąg do Warszawy. Po przyjeździe do stolicy, z głowa pełną myśli i oczekiwań zastanawiałam się czego uświadczą moje oczy i uszy tego wieczora. Spieszyłam się bardzo, byłam już spóźniona. Do klubu dotarłam mocno po 20stej. Nie zdążyłam zobaczyć pierwszego zespołu – Blindead. A Storm Of Light właśnie instalował się na wielkiej scenie. Zespół tworzy trzech muzyków, gitarzysta Josh Graham jest również wokalistą (jest również członkiem Neurosis odpowiedzialnym za wizualizacje). Na ekranie za zespołem pojawiają się kolorowe wizualizacje. Pierwsze dźwięki.. zaczęło się. Ciężko, wolno, wolniej. Byłam pod wrażeniem, zaledwie jedna gitara i jedna gitara basowa, a powietrze było zagęszczone dźwiękami. Nisko nastrojony bas wibrował w uszach i we wnetrznościach. Na podłodze przed basistą i gitarzystą rozłożone efekty. Każdy z nich miał ich co najmniej kilka, obydwaj wiedzieli co mają z nimi robić i jak ich użyć, aby wywołać tak niesamowity efekt ściany przytłaczającego dźwięku. Niezwykły nastrój monumentalności, patosu i czegoś co wzbudzało niepokój. Napięcie rosło, a całe wrażenie potęgowały wizualizacje z projektora. Na migawkach dominowały zdecydowanie motywy morskie, wzburzony ocean, wieloryby.. sceny doskonale wpasowywały się w nastrój muzyczny. Było w tym coś podniosłego i ważnego. Przeczytałam gdzieś, że zespół grając stara się naśladować naturę. Jeśli tak jest, to wierne oddanie potęgi zwalających się na siebie masywów oceanicznej wody w swojej muzyce wychodziło im całkiem dobrze. Zespół jest zaangażowany w działalność na rzecz ochrony mórz i oceanów, zapewne stąd dominacja morskich obrazów z wizualizacji. Nie mogłabym nie napisać, że owe wizualizacje były fantastycznie przygotowane i to był chyba najmocniejszy punkt podczas występu A Storm Of Light. Słabym punktem był zdecydowanie wokal, który burzył wspomniany nastrój. Starałam się przekonać, na prawdę. Słuchałam kolejnych kawałków i momentami nawet miałam wrażenie, że nie jest tak źle... ale to były tylko momenty. Wokalista chciałby bardzo, ale mu nie wychodziło. Brakowało tej siły, a całość z muzyką nie była kompatybilna. Na szczęście set był taki w sam raz, nie za długo, nie za krótko. Nie zdążyłam się znudzić, niedosytu również nie odczuwałam. Dłuższa przerwa. Techniczni Neurosis instalują sprzęt. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że na koncert przybyły aż takie tłumy. Wydaje mi się, że było ok. 800 osób. Pewności nie mam. Dużo się spodziewałam po występie Neurosis. Mimo iż nigdy nie byłam wielką fanką tego zespołu czekałam z niecierpliwością. Publika też już się niecierpliwiła, swoją drogą różnego pokroju ludzie przychodzą na takie koncerty. Krzyki w stylu „leśne dziady, zapierdalać”... no, sama esencja.
Neurosis... dźwięki, mimo iż równie ciężkie i mocarne jak ASOL, to lekko rozpływają się między ciasno zbitymi w zlepek żywej masy, ludźmi. Już po kilku pierwszych minutach wychwyciłam, klarownie naznaczającą się przepaść między zespołami grającymi tego wieczora. Muzyka chwilami porywająca, momentami zwalniająca, co raz wolniejsza i co raz cięższa .Bez wątpienia mistrzowie swojego gatunku. Choć tak naprawdę ciężko go określić, mieszanka psychodelicznych, industrialnych dźwięków ze sludge’owym walcem, metalowym zacięciem i wciąż wyczuwalną punkową złością. Zespół istnieje od 1985 roku, muzycy są niezwykle doświadczeni. Słychać te muzyczne eksperymenty, prawie czuć wylewającą się z nich i mrocznie pomrukującą pewność siebie. Zwalająca się z wysokich gór lawina dźwięków rozbrzmiewa w kilku, kilkunastominutowych kawałkach. Dwóch gitarzystów Steve von Till i Scott Kelly oraz basista Dave Edwardson, każdy z nich śpiewa i to o niebo lepiej niż wokalista ASOL. Dopełnieniem był Noah Landis, który fundował dawki dzikiej elektroniki, sampli gwałcących uszy i dodatki muzyczne na keyboardzie. Muzycznym ekscesom towarzyszą również wizualizacje z projektora. Czarno-białe, nieokrzesane, wstrząsające, nawet czasem przerażające. Ciężko opisać co na nich było, czasem bezkształtne plamy, czasem obrazy z jakimś przekazem dla nas. Duże show, ale nie aż takie na jakie liczyłam. Pod koniec setu byłam już znudzona, trwało to odrobinę za długo. Jednak nie mogę napisać, że byłam rozczarowana. To był bardzo dobry koncert.
zdjęcia z koncertu/3stepsahead : http://flickr.com/photos/3stepsahead/sets/72157606744064640/show/